Jak rzucić wszystko w cholerę i przenieść się na inną planetę?
Życie sprowadza się do kilku momentów. Właśnie przeżywam jeden z nich. Daleko od wszystkiego i wszystkich, do których byłem przywiązany.
Kto czytał moje książki, ten wie, że w największym stopniu ukształtowały mnie osoby, które spotykałem przypadkowo. Nie inaczej było tym razem. Siedzę sobie właśnie w kawiarni na innej planecie. Ci, którzy przeczytali niedzielny newsletter wiedzą, dlaczego nazywam to miejsce planetą. Pozostałym później wyjaśnię. Przypominam sobie jak to się wszystko zaczęło.
Wrzesień 2015 roku.
Pierwszy moment był rok temu. Napisał do mnie Maciej Dutko, którego kojarzyłem znikąd. Zapytał, czy zgodzę się napisać jakiś rozdział do jego książki. Zgodziłem się. Zdziwił się. Ja też się zdziwiłem, bo wolę pisać swoje niż wspierać dzieła ludzi, których nie znam. Ale to wyjątkowa książka. Za tydzień będzie miała premierę. Jeszcze wam o niej opowiem.
No to napisałem mu w grudniu jeden krótki rozdział. Sprawa zamknięta. Papa.
Maj 2016 roku.
Ten sam Maciej znowu do mnie napisał. Zapytał, czy przypadkiem nie zechciałbym wziąć udziału w konferencji, którą organizuje jego znajomy. Odpowiedziałem mu, że przypadkiem nie chcę brać w tym udziału.
Dodał, że konferencja będzie dopiero w listopadzie w Bangkoku. Dodałem, że wciąż nie chcę.
Dodał, że mi za nią nie zapłaci. Dodałem, że wręcz zajebiście nie chcę brać w niej udziału! No to powiedział, że jeśli zmienię zdanie, to byłoby zajebiście.
No to zmieniłem zdanie.
No to skontaktował z tym swoim kolegą.
Maciej Dutko schodzi ze sceny. Wchodzi Piotr Motyl. To ten kolega. Kojarzyłem go znikąd. „To może zgadamy się na Skype i dogadamy szczegóły?” – zapytał.
Może nie, bo nie mam Skype. Ale może warto mieć. Zainstalowałem. Zadzwoniłem do Piotrka.
– Mam 10 minut, bo wychodzę do Lidla po bułki – rzuciłem na przywitanie.
– Mam 5 minut, bo idę na basen i masaż – odpowiedział na przywitanie.
Skończyliśmy gadać dwie godziny później. Piotrek mieszka w Bangkoku. Doradza przedsiębiorcom jak mogą prowadzić zdalnie firmę z dowolnego miejsca na świecie i wiedzie całkowicie bezproblemowe życie. Sam też jest tak bardzo bezproblemowy, że bezproblemowo i nieświadomie w ciągu 2 godzin przekonał mnie, że Tajlandia to piękny kraj. Trochę o tym wiedziałem, bo byłem tam kilka lat temu.
Tuż po rozmowie z nim spojrzałem na Piesię i zapytałem:
– Piesia, co sądzisz, abyśmy polecieli na tą konferencję w listopadzie i zostali w Tajlandii na miesiąc albo dwa?
– Mnie to rybka.
Są takie momenty, kiedy wiemy, że coś chcemy zrobić, ale musimy oswoić się z tą myślą. To jak z miłością. Niektórzy po kilku sekundach wiedzą, że spotkali kogoś na całe życie. Inni potrzebują całego życia, aby to zrozumieć. W przypadku Tajlandii potrzebowałem 7 lat. Wiedziałem, że tu wrócę.
Sierpień 2016
Im bliżej było końca lata, tym mniej widziałem powodów, by zostać w Polsce. Po co czekać do listopada? Co mnie tu trzyma? W zasadzie to było więcej powodów, by wyjechać, bo w tym roku strasznie się rozleniwiłem i tylko dwa projekty doprowadziłem do końca – „Social Media Start” i nowy design bloga. Z obu jestem dumny, ale daleko mi do zadowolenia, bo spieprzyłem wszystkie inne plany. Zwłaszcza te dotyczące rozruszania zagranicznych kanałów i – przede wszystkim – dokończenia prac nad kursem on-line dla twórców, który zapowiedziałem w kwietniu. Miał być we wrześniu. Teraz celuję w listopad. Już niewiele mi pracy zostało.
Wrzesień 2016
Jestem tu od dwóch tygodni. W tym czasie zrobiłem więcej niż przez cały poprzedni rok. Wstaję o 5:30. Do południa działam nad projektami, które jeden po drugim będę uruchamiał w październiku i listopadzie. Dni mijają mi tak szybko, że nawet nie wiem, jaki jest dzień tygodnia. Kursuję między mieszkaniem, basenem, kafejkami. Pierwszy raz od bardzo dawna czuję motywację do pracy. Coś, czego w ostatnich latach doświadczałem tylko w Nowym Jorku.
Piotrek okazał się zajebistym kolesiem. Pomógł mi tu ogarnąć się na początku. Pokazał gdzie jadać, gdzie chodzić, jak poruszać się metrem i – najważniejsze – wyjaśnił różnice pomiędzy chłopcami i dziewczynkami, bo ja tu jestem też po to, aby w końcu znaleźć miłość mego życia i dobrze by było, gdyby ta miłość nie miała penisa. A o pomyłkę tu bardzo łatwo, ale to temat na osobną historię.
Jak rzucić wszystko w cholerę? W moim przypadku wystarczyło kupić bilet i spakować walizkę. O tym, co wziąłem ze sobą opowiem wam w czwartek. Chyba będziecie trochę zdziwieni. Jestem tu od 2 tygodni. Nie wiem kiedy wrócę. Może jutro, może dopiero na święta. Nie wiem co będzie potem, ale jeśli życie faktycznie sprowadza się do kilku chwil, które na zawsze zapamiętamy, wiem, że właśnie je przeżywam. Po trochu dzięki osobom, które poznałem przypadkowo, po trochu dzięki temu, że prowadzę życie pozwalające mi na takie zmiany.
Nowe zdjęcia – dla 19 tysięcy osób – wrzucam na https://www.instagram.com/jasonhunt.media
Posłuchaj, to do Ciebie
Zaczął się rok szkolny, zaczyna rok akademicki. A że mam wśród was od cholery uczniów i studentów, pozwólcie, że rzucę dobrą radą na koniec. Jeśli weszliście na ten tekst ciekawi, w jaki sposób rzucić wszystko w cholerę, to wiedzcie, że jesteście właśnie w tym momencie życia, w którym sami o tym decydujecie. Zawód, który chcecie w przyszłości wykonywać, określa życie, jakie będziecie mieć. Nie spierdolcie tego, bo po studiach jedyne zmiany, na jakie będziecie mogli sobie pozwolić, to zmiany statusów na Facebooku.
c.d.n.